Pacyfikacja WOSP,
czyli milowy krok do stanu wojennego
czas czytania:
„Ubolewamy, że polskie władze uznały za stosowne użycie siły. Wyrażamy nasze zadowolenie z tego, że jak wynika z doniesień prasowych, nikt nie odniósł przy tym obrażeń” – stwierdzał w dniu 3 grudnia 1981 r. rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu. I dodawał: „Mamy nadzieję, że ten incydent nie wpłynie ujemnie na wysiłki rządu, Kościoła i »Solidarności« zmierzające do pokojowego rozwiązania problemów, w obliczu których stoi obecnie Polska”. Była to reakcja na widowiskową – przy użyciu milicyjnych komandosów oraz śmigłowca – pacyfikację Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej w Warszawie dzień wcześniej. Rzeczywiście nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń, a „próba generalna” przed stanem wojennym okazała się udana – ekipa Wojciecha Jaruzelskiego dawno już podjęła decyzję o siłowym rozwiązaniu „polskiego kryzysu”.
Wróćmy jednak do początku. Jesienią 1981 r. przez Polskę przetaczała się fala studenckich protestów, sprowokowana częściowo celowo przez władze, które szukały pretekstu dla stanu wojennego. Czy tak też było w przypadku strażackiej uczelni na warszawskim Żoliborzu, czy protest podchorążych był elementem prowadzonej od grudnia 1980 r. przez MSW taktyki „odcinkowych konfrontacji”? Tego niestety nie wiemy. Strajk w WOSP był przede wszystkim reakcją na działania rządzących, którzy planowali nowelizację ustawy o szkolnictwie wyższym zmieniającą status tej uczelni na wyższą szkołę wojskową, a nie – jak dotychczas – cywilną, choć podległą MSW. Rodziło to obawy przed wykorzystaniem młodych strażaków – podobnie jak w Marcu ’68 – przeciwko społeczeństwu. Jednak bezpośrednią przyczyną stał się incydent przed zaplanowanym przez podchorążych wiecem – wieczorem 24 listopada studenci zmierzający na niego zostali zatrzymani przez szefa szkolnej placówki Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej komendą: „Stój, bo strzelam”. Nikomu nic się nie stało, ale to drobne w gruncie rzeczy wydarzenie okazało się brzemienne skutki. Studenci przystąpili do strajku, w którym udział brało początkowo nawet 95% podchorążych. Co niezwykłe, na jego czele stali – jako równorzędni przewodniczący – Ryszard Stępkowski (z Socjalistycznego Związku Studentów Polskich) oraz Zbigniew Szablewski (z Niezależnego Zrzeszenia Studentów).
Władze z jednej strony prowadziły rozmowy z protestującymi, z drugiej jednak starały się strażacki protest zgasić – m.in. groźbami. Ponieważ młodzi strażacy byli jednak zdeterminowani – według danych MSW 30 listopada 1981 r. protestować miało jeszcze (mimo nacisków ze strony rodzin czy wysyłania `spreparowanych telegramów np. o chorobie najbliższych członków rodzin) około 350 z 400 podchorążych, zdecydowano się na siłową pacyfikację. Niestety nie wiemy, kiedy dokładnie zapadła decyzja o takim zakończeniu strajku w Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że już 27 listopada. Tego dnia – w trakcie obrad Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – premier i I sekretarz KC PZPR Wojciech Jaruzelski stwierdził, że protest ten „musi być rozwiązany w sposób radykalny”, a choć nie podjęto żadnej formalnej decyzji, minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak wystąpił do Rady Ministrów o rozwiązanie uczelni – doszło do niego trzy dni później. Jednak władze PRL – na czele z kierownictwem MSW – pozorowały rzekomą gotowość do kompromisu praktycznie do ostatniej chwili…
Tymczasem w resorcie spraw wewnętrznych dopinano ostatnie szczegóły, poprawiano ostatnie plany pacyfikacji WOSP – w Komendzie Stołecznej Milicji Obywatelskiej (w ramach operacji pod kryptonimem „Syrena”) od rozpoczęcia strajku prowadzono „aktywne rozpoznanie” (przy użyciu MO i Służby Bezpieczeństwa) studentów i pracowników strażackiej uczelni, a także największych warszawskich zakładów pracy. Utworzono również specjalny sztab, kilkunastoosobowy sztab pod kierownictwem zastępcy komendanta stołecznego MO ds. Milicji Obywatelskiej oraz… wieloletniego wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej ds. sportowych, nadzorującego reprezentacje Polski Henryka Celaka. W ramach operacji „Syrena” nawiązano m.in. „kontakt operacyjny” z jednym z pracowników uczelni, który na polecenie funkcjonariuszy wyniósł z WOSP szczegółowe plany architektoniczne budynku. Plany te (wraz z informacjami, które przekazał) miały „kapitalną wręcz wartość” – dowódcy poszczególnych grup, które miały przeprowadzić szturm, zostali poinformowani o „najdrobniejszych szczegółach dotyczących wewnętrznej architektury budynku, rozmieszczeniu sprzętów, rodzaju przeszkód, jakie będą mieli do pokonania”.
Pierwsza wersja planu siłowego zakończenia strażackiego protestu powstała 29 listopada, była jednak udoskonalana do 1 grudnia. „Strajk okupacyjny słuchaczy WOSP jest kontynuowany z inspiracji i przy czynnym poparciu NSZZ »Solidarność« Region Mazowsze. Do szkoły skierowano bojówki z kilku zakładów pracy […] Kontynuowane rozmowy zarówno ze strony kierownictwa resortu, jak też [przez] inne osoby nie osiągnęły oczekiwanego skutku. Sytuacja nie uległa poprawie. Rozpoznanie operacyjne wykazuje na możliwość narastania tłumu, blokowania rejonu przez środki komunikacji miejskiej, zwiększania się ilości bojówek »Solidarności« z zakładów pracy, podsycania nastrojów wrogich, łącznie z możliwością naruszenia porządku publicznego” – tak w nim uzasadniano potrzebę, czy dokładniej, konieczność pacyfikacji. Ostatecznie doszło do niej 2 grudnia 1981 r. w godzinach porannych. Przeciwko młodym podchorążym rzucono spore siły – w operacji „odblokowania” WOSP udział wzięło blisko 3,5 tys. funkcjonariuszy (głównie Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej, ale również 72 z plutonów specjalnych). Do bezpośredniej pacyfikacji wykorzystano 1440 z nich.
Operację tę podzielono na trzy etapy. Pierwszy z nich – polegający na zapewnieniu porządku w okolicy Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej i niedopuszczeniu do szkoły „osób postronnych” – realizowano już w trakcie planowania całej operacji. Służyło temu wzmocnienie służby patrolowej oraz „posterunków filtrujących i blokujących”, tak na marginesie przy wsparciu Wojskowej Służby Wewnętrznej. Kolejny polegał na zorganizowaniu blokady rejonu szkoły siłami 1000 funkcjonariuszy ZOMO z Łodzi, złożonej z dwóch pierścieni – pierwszy obejmował teren bezpośrednio przyległy do WOSP, drugi zaś najbliższą okolicę.
W ostatnim etapie miano przystąpić do zajęcia uczelni. Ponadto 1 grudnia – czyli w przeddzień pacyfikacji – zorganizowano „pokaz siły” w postaci demonstracyjnego przejazdu kolumny milicyjnej przed szkołą. Operację „odblokowania” Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, którą dowodził Edward Misztal, rozpoczęto 2 grudnia o godz. 9.26 od zatrzymania ruchu drogowego w jej okolicy. O 9.58 wezwano okupujących budynek do jego dobrowolnego opuszczenia, a o 10.11 zaczęto zajmować szkołę. Na dach budynku ze śmigłowca Mi-8 opuszczono funkcjonariuszy sił specjalnych pod rozkazami Jerzego Dziewulskiego, równocześnie inna grupa sforsowała bramę prowadzącą na plac alarmowy WOSP. W ciągu dosłownie dwóch minut zajęto parter i pierwsze piętro oraz uwolniono „aresztowanego” przez podchorążych komendanta szkoły. Studenci nie stawiali oporu. Mimo tego byli poszkodowani – jeden z komandosów Dziewulskiego wpadł na komin i złamał nogę. Podobnie było po drugiej stronie – poturbowano Krystynę Kolasińską, szefową kuchni w strażackiej uczelni i członka komitetu strajkowego, pobito też niektóre osoby znajdujące się pod strażacką uczelnią i protestujące przeciwko jej pacyfikacji.
Co warto w tym miejscu podkreślić, ten stosunkowo łagodny przebieg pacyfikacji był efektem postawy podchorążych, którzy nie zdecydowali się nawet na bierny opór, nie wspominając już nawet o wykorzystaniu do niego broni, która znajdowała się w Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej – większość z nich w reakcji na pacyfikację zgromadziła się na auli, na drugim piętrze. Przygotowane w związku z „odblokowaniem” strażackiej szkoły 3 zespoły lekarskie, 5 karetek pogotowia, ambulatoria Komendy Dzielnicowej MO Warszawa Żoliborz i Komendy Stołecznej MO oraz „odpowiednia ilość łóżek” na oddziale chirurgicznym Centralnego Szpitala Klinicznego MSW okazały się na szczęście zbędne. Tym bardziej, że nie doszło – do czego się również przygotowano – do potrzeby „prowadzenia działań rozpraszających” pod strażacką uczelnią. Na ich potrzebę przygotowano zresztą spore siły i środki – 2 tys. funkcjonariuszy (głównie ZOMO z Łodzi), 20 armatek wodnych oraz 4 transportery opancerzone „Skot”. To nie wszystko – „w wypadku niekorzystnego i niepomyślnego rozwoju sytuacji” – dopuszczano nawet możliwość zwrócenia się do kierownictwa resortu spraw wewnętrznych o „dodatkowe siły milicyjne i wojskowe”. Te przygotowania okazały się – o czym była mowa – zbędne, a sama akcja „odblokowania” strażackiej uczelni przebiegła nader spokojnie.
Pomimo tego, w jej trakcie zatrzymano łącznie 35 osób – w tym 9 działaczy Regionu Mazowsze, 2 członków komitetu strajkowego w WOSP oraz 24 osoby, „które usiłowały zakłócić spokój i porządek publiczny przed budynkiem uczelni”. Przewieziono ich do KD MO Warszawa-Żoliborz, gdzie zostali przesłuchani przez prokuratorów. Wyjątek zrobiono dla wiceprzewodniczącego mazowieckiej „Solidarności” Seweryna Jaworskiego, którego zabrano do KS MO i poddano szczegółowym oględzinom lekarskim, dokumentowanym na taśmie magnetofonowej –zapewne po to, aby uniknąć powtórki sytuacji z tzw. kryzysu bydgoskiego w marcu 1981 r., kiedy zdjęcia pobitych przez funkcjonariuszy MO związkowców (m.in. Jana Rulewskiego) obiegły cały kraj, wybitnie podgrzewając atmosferę. Po przesłuchaniach wszystkich zwolniono. Jak potem stwierdzano, o godz. 10.53 sytuacja w Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej była już „całkowicie opanowana”, jednak całą operację zakończono o 13.30, wycofując „część sił”. Na uczelni pozostała kompania ZOMO z zadaniem pełnienia służby wartowniczej, druga zaś pełniła służbę patrolową „w sąsiedztwie obiektu”.
Pacyfikacja nie zakończyła bynajmniej protestu podchorążych. 2 grudnia, podczas zebrania w gmachu głównym Politechniki Warszawskiej, ogłosili oni: „W związku z atakiem połączonych grup szturmowych ZOMO, SB i wojska na budynek WOSP protestujemy przeciwko stosowaniu takich metod wobec Narodu Polskiego. Eksmitowani siłą z naszej uczelni kontynuować będziemy strajk, zmieniając jego formę na okupacyjny strajk wędrujący”. Po uzgodnieniu z kierownictwem Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność” studenci Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej postanowili kontynuować strajk wspólnie ze swoimi kolegami z politechniki. Według danych MSW w proteście na tej uczelni udział wzięło 267 studentów WOSP, z czego 70 zdecydowało się go kontynuować nawet po podjęciu 8 grudnia 1981 r. przez studentów Politechniki Warszawskiej decyzji o częściowym zakończeniu strajku okupacyjnego – swój protest kontynuowali oni aż do wprowadzenia stanu wojennego.
Pacyfikacja strażackiej uczelni była preludium stanu wojennego, okazją do przećwiczenia działań, po które sięgnięto w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. i dniach następnych – wyłączenia łączności telefonicznej, blokady i „odblokowania” zakładów pracy. Dość trafnie to podsumował kilka lat później Rulewski: „Uważam, że wówczas w marcu [w czasie tzw. kryzysu bydgoskiego – G.M.] Jaruzelski zdawał egzamin ze szkoły podstawowej, WOSP to była matura, stan wojenny to studia wyższe”. Inna sprawa, że ta pokazowa akcja w centrum stolicy przyczyniła się do eskalacji napięcia w kraju, czego efektem był przebieg nieformalnego posiedzenia Prezydium Komisji Krajowej i przewodniczących Zarządów Regionów NSZZ „Solidarność” w Radomiu 3 grudnia. A nagrane przez tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa i wykorzystane przez peerelowską propagandę fragmenty tych obrad stały się doskonałym pretekstem do siłowej rozprawy ze związkiem, którego poszukiwania Kiszczak nakazał swoim podwładnym już dwa miesiące wcześniej. Pacyfikacja WOSP stała się, więc – można tak powiedzieć – milowym krokiem do stanu wojennego…
Grzegorz Majchrzak, pracownik Biura Badań Historycznych IPN
Władze z jednej strony prowadziły rozmowy z protestującymi, z drugiej jednak starały się strażacki protest zgasić – m.in. groźbami. Ponieważ młodzi strażacy byli jednak zdeterminowani – według danych MSW 30 listopada 1981 r. protestować miało jeszcze (mimo nacisków ze strony rodzin czy wysyłania `spreparowanych telegramów np. o chorobie najbliższych członków rodzin) około 350 z 400 podchorążych, zdecydowano się na siłową pacyfikację. Niestety nie wiemy, kiedy dokładnie zapadła decyzja o takim zakończeniu strajku w Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że już 27 listopada. Tego dnia – w trakcie obrad Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – premier i I sekretarz KC PZPR Wojciech Jaruzelski stwierdził, że protest ten „musi być rozwiązany w sposób radykalny”, a choć nie podjęto żadnej formalnej decyzji, minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak wystąpił do Rady Ministrów o rozwiązanie uczelni – doszło do niego trzy dni później. Jednak władze PRL – na czele z kierownictwem MSW – pozorowały rzekomą gotowość do kompromisu praktycznie do ostatniej chwili…
Tymczasem w resorcie spraw wewnętrznych dopinano ostatnie szczegóły, poprawiano ostatnie plany pacyfikacji WOSP – w Komendzie Stołecznej Milicji Obywatelskiej (w ramach operacji pod kryptonimem „Syrena”) od rozpoczęcia strajku prowadzono „aktywne rozpoznanie” (przy użyciu MO i Służby Bezpieczeństwa) studentów i pracowników strażackiej uczelni, a także największych warszawskich zakładów pracy. Utworzono również specjalny sztab, kilkunastoosobowy sztab pod kierownictwem zastępcy komendanta stołecznego MO ds. Milicji Obywatelskiej oraz… wieloletniego wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej ds. sportowych, nadzorującego reprezentacje Polski Henryka Celaka. W ramach operacji „Syrena” nawiązano m.in. „kontakt operacyjny” z jednym z pracowników uczelni, który na polecenie funkcjonariuszy wyniósł z WOSP szczegółowe plany architektoniczne budynku. Plany te (wraz z informacjami, które przekazał) miały „kapitalną wręcz wartość” – dowódcy poszczególnych grup, które miały przeprowadzić szturm, zostali poinformowani o „najdrobniejszych szczegółach dotyczących wewnętrznej architektury budynku, rozmieszczeniu sprzętów, rodzaju przeszkód, jakie będą mieli do pokonania”.
Pierwsza wersja planu siłowego zakończenia strażackiego protestu powstała 29 listopada, była jednak udoskonalana do 1 grudnia. „Strajk okupacyjny słuchaczy WOSP jest kontynuowany z inspiracji i przy czynnym poparciu NSZZ »Solidarność« Region Mazowsze. Do szkoły skierowano bojówki z kilku zakładów pracy […] Kontynuowane rozmowy zarówno ze strony kierownictwa resortu, jak też [przez] inne osoby nie osiągnęły oczekiwanego skutku. Sytuacja nie uległa poprawie. Rozpoznanie operacyjne wykazuje na możliwość narastania tłumu, blokowania rejonu przez środki komunikacji miejskiej, zwiększania się ilości bojówek »Solidarności« z zakładów pracy, podsycania nastrojów wrogich, łącznie z możliwością naruszenia porządku publicznego” – tak w nim uzasadniano potrzebę, czy dokładniej, konieczność pacyfikacji. Ostatecznie doszło do niej 2 grudnia 1981 r. w godzinach porannych. Przeciwko młodym podchorążym rzucono spore siły – w operacji „odblokowania” WOSP udział wzięło blisko 3,5 tys. funkcjonariuszy (głównie Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej, ale również 72 z plutonów specjalnych). Do bezpośredniej pacyfikacji wykorzystano 1440 z nich.
Operację tę podzielono na trzy etapy. Pierwszy z nich – polegający na zapewnieniu porządku w okolicy Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej i niedopuszczeniu do szkoły „osób postronnych” – realizowano już w trakcie planowania całej operacji. Służyło temu wzmocnienie służby patrolowej oraz „posterunków filtrujących i blokujących”, tak na marginesie przy wsparciu Wojskowej Służby Wewnętrznej. Kolejny polegał na zorganizowaniu blokady rejonu szkoły siłami 1000 funkcjonariuszy ZOMO z Łodzi, złożonej z dwóch pierścieni – pierwszy obejmował teren bezpośrednio przyległy do WOSP, drugi zaś najbliższą okolicę.
W ostatnim etapie miano przystąpić do zajęcia uczelni. Ponadto 1 grudnia – czyli w przeddzień pacyfikacji – zorganizowano „pokaz siły” w postaci demonstracyjnego przejazdu kolumny milicyjnej przed szkołą. Operację „odblokowania” Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, którą dowodził Edward Misztal, rozpoczęto 2 grudnia o godz. 9.26 od zatrzymania ruchu drogowego w jej okolicy. O 9.58 wezwano okupujących budynek do jego dobrowolnego opuszczenia, a o 10.11 zaczęto zajmować szkołę. Na dach budynku ze śmigłowca Mi-8 opuszczono funkcjonariuszy sił specjalnych pod rozkazami Jerzego Dziewulskiego, równocześnie inna grupa sforsowała bramę prowadzącą na plac alarmowy WOSP. W ciągu dosłownie dwóch minut zajęto parter i pierwsze piętro oraz uwolniono „aresztowanego” przez podchorążych komendanta szkoły. Studenci nie stawiali oporu. Mimo tego byli poszkodowani – jeden z komandosów Dziewulskiego wpadł na komin i złamał nogę. Podobnie było po drugiej stronie – poturbowano Krystynę Kolasińską, szefową kuchni w strażackiej uczelni i członka komitetu strajkowego, pobito też niektóre osoby znajdujące się pod strażacką uczelnią i protestujące przeciwko jej pacyfikacji.
Co warto w tym miejscu podkreślić, ten stosunkowo łagodny przebieg pacyfikacji był efektem postawy podchorążych, którzy nie zdecydowali się nawet na bierny opór, nie wspominając już nawet o wykorzystaniu do niego broni, która znajdowała się w Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej – większość z nich w reakcji na pacyfikację zgromadziła się na auli, na drugim piętrze. Przygotowane w związku z „odblokowaniem” strażackiej szkoły 3 zespoły lekarskie, 5 karetek pogotowia, ambulatoria Komendy Dzielnicowej MO Warszawa Żoliborz i Komendy Stołecznej MO oraz „odpowiednia ilość łóżek” na oddziale chirurgicznym Centralnego Szpitala Klinicznego MSW okazały się na szczęście zbędne. Tym bardziej, że nie doszło – do czego się również przygotowano – do potrzeby „prowadzenia działań rozpraszających” pod strażacką uczelnią. Na ich potrzebę przygotowano zresztą spore siły i środki – 2 tys. funkcjonariuszy (głównie ZOMO z Łodzi), 20 armatek wodnych oraz 4 transportery opancerzone „Skot”. To nie wszystko – „w wypadku niekorzystnego i niepomyślnego rozwoju sytuacji” – dopuszczano nawet możliwość zwrócenia się do kierownictwa resortu spraw wewnętrznych o „dodatkowe siły milicyjne i wojskowe”. Te przygotowania okazały się – o czym była mowa – zbędne, a sama akcja „odblokowania” strażackiej uczelni przebiegła nader spokojnie.
Pomimo tego, w jej trakcie zatrzymano łącznie 35 osób – w tym 9 działaczy Regionu Mazowsze, 2 członków komitetu strajkowego w WOSP oraz 24 osoby, „które usiłowały zakłócić spokój i porządek publiczny przed budynkiem uczelni”. Przewieziono ich do KD MO Warszawa-Żoliborz, gdzie zostali przesłuchani przez prokuratorów. Wyjątek zrobiono dla wiceprzewodniczącego mazowieckiej „Solidarności” Seweryna Jaworskiego, którego zabrano do KS MO i poddano szczegółowym oględzinom lekarskim, dokumentowanym na taśmie magnetofonowej –zapewne po to, aby uniknąć powtórki sytuacji z tzw. kryzysu bydgoskiego w marcu 1981 r., kiedy zdjęcia pobitych przez funkcjonariuszy MO związkowców (m.in. Jana Rulewskiego) obiegły cały kraj, wybitnie podgrzewając atmosferę. Po przesłuchaniach wszystkich zwolniono. Jak potem stwierdzano, o godz. 10.53 sytuacja w Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej była już „całkowicie opanowana”, jednak całą operację zakończono o 13.30, wycofując „część sił”. Na uczelni pozostała kompania ZOMO z zadaniem pełnienia służby wartowniczej, druga zaś pełniła służbę patrolową „w sąsiedztwie obiektu”.
Pacyfikacja nie zakończyła bynajmniej protestu podchorążych. 2 grudnia, podczas zebrania w gmachu głównym Politechniki Warszawskiej, ogłosili oni: „W związku z atakiem połączonych grup szturmowych ZOMO, SB i wojska na budynek WOSP protestujemy przeciwko stosowaniu takich metod wobec Narodu Polskiego. Eksmitowani siłą z naszej uczelni kontynuować będziemy strajk, zmieniając jego formę na okupacyjny strajk wędrujący”. Po uzgodnieniu z kierownictwem Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność” studenci Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej postanowili kontynuować strajk wspólnie ze swoimi kolegami z politechniki. Według danych MSW w proteście na tej uczelni udział wzięło 267 studentów WOSP, z czego 70 zdecydowało się go kontynuować nawet po podjęciu 8 grudnia 1981 r. przez studentów Politechniki Warszawskiej decyzji o częściowym zakończeniu strajku okupacyjnego – swój protest kontynuowali oni aż do wprowadzenia stanu wojennego.
Pacyfikacja strażackiej uczelni była preludium stanu wojennego, okazją do przećwiczenia działań, po które sięgnięto w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. i dniach następnych – wyłączenia łączności telefonicznej, blokady i „odblokowania” zakładów pracy. Dość trafnie to podsumował kilka lat później Rulewski: „Uważam, że wówczas w marcu [w czasie tzw. kryzysu bydgoskiego – G.M.] Jaruzelski zdawał egzamin ze szkoły podstawowej, WOSP to była matura, stan wojenny to studia wyższe”. Inna sprawa, że ta pokazowa akcja w centrum stolicy przyczyniła się do eskalacji napięcia w kraju, czego efektem był przebieg nieformalnego posiedzenia Prezydium Komisji Krajowej i przewodniczących Zarządów Regionów NSZZ „Solidarność” w Radomiu 3 grudnia. A nagrane przez tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa i wykorzystane przez peerelowską propagandę fragmenty tych obrad stały się doskonałym pretekstem do siłowej rozprawy ze związkiem, którego poszukiwania Kiszczak nakazał swoim podwładnym już dwa miesiące wcześniej. Pacyfikacja WOSP stała się, więc – można tak powiedzieć – milowym krokiem do stanu wojennego…
Grzegorz Majchrzak, pracownik Biura Badań Historycznych IPN